Podróże w 2021 roku

Grudzień 29, 2021

Kategorie: Blisko

Mijający rok, choć nadal mocno ograniczał podróże zagraniczne, przyniósł nam wiele pięknych wrażeń i był rekordowy pod względem krótkich, weekendowych wyjazdów. Zabrakło w nim egzotyki, ale udało się odwiedzić kolejne wspaniałe miejsca z listy marzeń (Grecja, Austria, Malta), a dodatkowo spędzić mnóstwo czasu na wycieczkach pieszych i rowerowych. Jest to o tyle nietypowe dla nas, że w ubiegłych latach, podczas intensywnych podróży, weekendy spędzaliśmy w domu, w naszym zielonym ogrodzie pod lasem i odpoczywaliśmy. Miejsce, w którym żyjemy, sprawia, że nie szukamy wytchnienia na łonie przyrody. Bo mamy ją na codzień, na wyciągnięcie ręki, blisko i korzystamy z tego ile wlezie. W tym roku jednak ruszyliśmy dużo intensywniej w góry. Z mojego zestawienia wynika, że tylko w dwóch miesiącach nigdzie nie wyjechaliśmy, zatem podsumowanie tym razem będzie miesięczne.

Góry w styczniu

To pierwszy rok, odkąd dziewczyny są na świecie, gdy ruszyliśmy w góry zimą. Nie na narty, a na wycieczki piesze i to było moim wielkim, tegorocznym odkryciem! Góry zimą przy dobrej pogodzie są fantastyczne! W styczniu akurat zaczęliśmy przygodę z zimowymi górami od tych niższych szczytów, a pogoda wcale nie była sprzyjająca. Najpierw ruszyliśmy na Orlicę, jeden ze szczytów Korony Gór Polski, z którego zjechaliśmy na sankach i super się bawiliśmy. Przy okazji udało się trafić na nowo otwartą wieżę widokową, choć dalekich widoków wtedy  nie było 🙂 Potem pospacerowaliśmy po zamglonej Raduni, mniejszej siostrze Ślęży i finalnie zdobyliśmy Wysoką Kopę i Śnieżnik, kolejne szczyty z KGP. Wejście na Śnieżnik to był lekki hardcore, bo na szczycie wiało złem, a śnieg zamarzał na włosach i rzęsach, ale było zabawnie 🙂

 

 

Karkonosze w lutym

Dwa wyjścia w zimowe Karkonosze i za każdym razem pogoda petarda! Bogatsza o doświadczenia styczniowe, tym razem obserwowałam pilnie  prognozy pogody i wybrałam dni idealne na górskie wędrówki. W pierwszej kolejności wjechaliśmy na Szrenicę i poszliśmy do Śnieżnych Kotłów, a potem dalej w dół, zapadając się w śniegu po pas i ogólnie z niezłymi przygodami, które opisałam w osobnym wpisie. Krajobraz na górze księżycowy, pełen śnieżnych i lodowych stworów, z niezwykle daleką widocznością. Wróciłam oszołomiona i urzeczona.

 

 

W kolejny weekend postanowiliśmy wjechać na Kopę, zdobyć Śnieżkę i wrócić szlakiem przez Słonecznik do Karpacza. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy, a na górze znów zachwyt i świetna pogoda. Trasa grzbietem Karkonoszy to rozkosz w czystej postaci, a od Słonecznika zjechaliśmy na sam dół na jabłuszkach. Bawiłam się jak dziecko, mijając po drodze przepiękne zimowe krajobrazy i lądując kilka razy w puchu. Dodam, że ludzi na szlaku nie spotkaliśmy, więc krzywdy nikomu tą jazdą nie uczyniliśmy 😉

 

Kwiecień na rowerze

Marzec spędziliśmy w domu, za to w kwietniu, korzystając z cieplejszych podmuchów wiosennego wiatru, odkurzyliśmy już nasze rowery. Pojeździliśmy po Dolinie Baryczy trasą wokół Stawów Krośnickich, a krajobraz wyglądał jeszcze jesiennie. W inny weekend odkryliśmy świetną ścieżkę rowerową na Dolnym Śląsku – z Wołowa do Lubiąża. Ścieżka rowerowa wiedzie dawną trasą kolejową, mija pozostałości wiaduktów, a infrastruktura nawiązuje do kolei, a prowadzi przez łąki i pola prosto do Klasztoru w Lubiążu, który można zwiedzać.

 

Maj na łonie przyrody

W maju wybraliśmy się do Arboretum w Wojsławicach, by zobaczyć kwitnące rododendrony i po raz kolejny zachwycić się tym pięknym ogrodem. Po raz drugi pojechaliśmy także ścieżką rowerową z Wołowa do Lubiąża, bo mamy do niej blisko, jest świetna, a krajobrazy po drodze całkiem inne, gdy kwitnie rzepak. Z trasy widać nawet Karkonosze!

 

Czerwiec w Beskidach

Jako że postanowiliśmy przyspieszyć nieco zdobywanie szczytów z Korony Gór Polski, więc wybraliśmy się w odleglejsze nieco góry. Udało się wejść na Skrzyczne, Babią Górę i Czupel, z mocnym postanowieniem, że w Beskidy jeszcze wrócimy. Aktywność w tym czasie została zredukowana do minimum z uwagi na egzamin ósmoklasisty, który Lenka zdawała i do którego musiała się przygotować.

 

Lipiec w Grecji

Nadszedł wreszcie czas na wyjazd za granicę. Lenka skończyła szkołę podstawową, złożyła podanie do wymarzonego liceum i spontanicznie kupiliśmy bilety do Salonik. Wybór tego kierunku na wakacje był przypadkowy, choć od dawna wysoko na liście miałam Lefkadę i Meteory, ale nigdy nie miałam w planach Półwyspu Chalkidiki. Tymczasem urlop na Sithonii bardzo nas zaskoczył. W środku sezonu byliśmy tam jakby sami 🙂 odkrywaliśmy plaże dla siebie, zajadaliśmy się pyszną (i tanią)  grecką kuchnią i cieszyliśmy oko sielskimi krajobrazami. Naprawdę nie miałam pojęcia, że w Grecji są jeszcze tak niezadeptane zakątki pełne pięknych plaż!

 

 

Ponieważ mieliśmy zaplanowany pobyt także na Lefkadzie, więc musieliśmy opuścić Chalkidiki zdecydowanie za szybko. No ale Lefkada także grzechu warta. Od lat podziwiałam na zdjęciach jej wspaniałe plaże i wreszcie je zobaczyliśmy. Mieliśmy szczęście dotrzeć na Lefkadę, gdy na nowo udostępniono jedną z najpiękniejszych plaż wyspy, do której dojście zniszczyło trzęsienie ziemi. Dodatkowym atutem pobytu na Lefkadzie był przecudny dom, w którym nocowaliśmy. Wszystkie wrażenia opisałam tu.

 

 

 

Podczas pobytu w Grecji spełniłam jeszcze jedno z długiej listy marzeń, a mianowicie zobaczyłam Meteory. Wyjątkowe i nietuzinkowe miejsce, klasztory zawieszone na wierzchołkach gór. Miejsce bajkowe, jak z innego świata, podobne wrażenie zrobiła na mnie Kapadocja wiele lat temu. Plusem pandemii były pustki w klasztorach. Normalnie roi się tam od ludzi i autokarów, a my spotkaliśmy tam zaledwie garstkę turystów.

 

 

Sierpień w Austrii i na rowerze

Sierpień był  intensywny i aktywny fizycznie. Najpierw wybraliśmy się na długo planowaną trasę rowerową wokół Jeziora Czorsztyńskiego. Świetna, pełna cudnych widoków trasa, idealna na rodzinną wycieczkę.

 

 

Przy okazji pobytu w Pieninach, zdobyliśmy najwyższy szczyt tego pasma – Wysoką. Wisienką na torcie był przejazd wzdłuż Dunajca Drogą Pienińską, przepiękną trasą pieszo-rowerową ze Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru na Słowacji, którą wiele lat temu przejechaliśmy z małymi dziećmi. Trasa naprawdę wymiata, a właściwie widoki wzdłuż niej, a jest super łatwa i dostępna. Gorąco polecam!

 

 

W sierpniu także ruszyliśmy do Austrii. Po ubiegłorocznym urlopie na łonie alpejskich łąk i gór, miałam silną potrzebę powrotu i odkrycia kolejnych pięknych miejsc. Tym razem trochę poskakaliśmy po różnych topowych atrakcjach i wjechaliśmy kolejką zębatą na szczyt Schafberg, skąd rozpościera się genialna górska panorama pełna jezior. Pospacerowaliśmy po masywie Dachstein, odwiedzając fikuśne punkty widokowe, dotarliśmy w końcu do osławionego Hallstatt, zeszliśmy do wąwozu Lichtensteinklamm. Zostawiliśmy serce w przepięknej Olpererhutte i zrobiliśmy sobie zdjęcia na czadowym wiszącym moście, odwiedziliśmy Innsbruck i jedyny w swoim rodzaju Świat Kryształów Svarovskiego. Kolejny udany pobyt w Austrii, do której mogłabym wracać co roku. A właściwie mogłabym w niej zamieszkać.

 

Wrzesień znów na rowerze

Korzystając z dobrej, choć niekoniecznie słonecznej, pogody, wybraliśmy się do Mużakowa,  jednego z największych parków w stylu angielskim w Europie. Leży na granicy polsko-niemieckiej, po obu stronach Nysy Łużyckiej. Idealne miejsce do zwiedzania na rowerach, kilometry tras po parkowych alejkach i przyjemny zamek w komplecie. W pobliżu znajduje się Diabelski Most w Kromlau, miejsce, które na zdjęciach robi piorunujące wrażenie, jednak w rzeczywistości … nie bardzo. Niedawno otwarty po remoncie, w zwykły dzień, w zwykłych warunkach oświetleniowych to bardzo przeciętne miejsce. Dawno nic mnie tak nie rozczarowało 🙂 Na osłodę, po polskiej stronie, znajduje się kapitalny Geopark Łuk Mużakowa, miejsce pełne kolorowych jeziorek, znacznie większych i bardziej imponujących niż te w Rudawach Janowickich. Niestety, to takie miejsce, gdzie słońce jest niezbędne by te kolory ujrzeć w pełnej krasie, a nam go zabrakło, ale i tak zachwyciło mnie i wrócę tam w pełnym słońcu na pewno.

 

 

Październik pełen wrażeń

Każdy weekend wykorzystany godnie, bo były Czechy i wizyta w Czeskim Raju, w skalnych miastach Prachowskie Skały i Hruboskalsko, a także Kokorinsko, zupełnie z innej planety, tajemniczy las pełen ogromnych rzeźb, liczących sobie 150 lat! Tuż za nasza granicą sąsiedzi mają tak mało popularne cuda.

 

 

 

W październiku był też wyjazd w Karkonosze, ale bez rodzinki, za to w zacnym kobiecym towarzystwie. Przeszłyśmy szlaki, które do tej pory pozostały nieodkryte gdzieś pomiędzy innymi i to był cudny weekend. Wędrowałyśmy szlakiem pod Śnieżnymi Kotłami i przez Szyszaki zeszłyśmy na dół, a kolejnego dnia weszłyśmy na Śnieżkę, ale od strony Sowiej Przełęczy i zeszłyśmy szlakiem przez Kocioł Łomniczki. Świetne trasy, piękna jesień.

 

 

W październiku także polecieliśmy na Maltę, na nieco spóźnioną rocznicową wycieczkę (nie pytajcie która to rocznica :)). Bardzo podobała mi się stolica Malty, Valetta i przylegające do niej Trójmiasto, senna Mdina i klimatyczny Rabat, kolorowe łódki w Marsaxlokk. Odwiedziliśmy Gozo i błękitną lagunę na Comino. W pierwszej chwili miałam mieszane uczucia do Malty, bo z jednej strony są tam piękne miejsca, ale z drugiej jako całość robi raczej przeciętne wrażenie. Nie poczułam zachwytu, nie urzekła mnie i nie wyrwała z butów. Z perspektywy czasu jednak myślę, że to świetne miejsce na doładowanie baterii, prawie zawsze słoneczne, łatwo dostępne i ma sporo miejsc, które mogą się podobać.  Do tego nieco egzotyczny sznyt i właściwie to nie wiem dlaczego się czepiam 😉

 

Grudzień w Gdańsku

Listopad spędziliśmy w domu, ale w grudniu pojechaliśmy na ostatnią w tym roku wycieczkę. Gdańsk to moje ubiegłoroczne odkrycie i całe szczęście, że z powodów zawodowych czasem musimy tu wpadać. Tydzień przed Świętami również, więc zaliczyliśmy mega świąteczną atmosferę w tym pięknym mieście, dogodziliśmy swoim kubkom smakowym i odwiedziliśmy Muzeum II Wojny Światowej, a także industrialne tereny Stoczni Gdańskiej. To był dobry czas.

 

 

2021 rok to drugi rok pandemii, gdzie nic nie było normalnie, choć pewnie powinniśmy się przyzwyczaić do tej nowej „normalności”. Odechciewało się planowania jakichkolwiek pobytów zagranicznych ze względy na zmieniające się zasady wjazdu do różnych krajów, zamknięcie całych kontynentów i wyższe koszty podróży. Jednocześnie rok ten minął jeszcze szybciej niż poprzednie i choć wydawałoby się, że podróży nadal było zdecydowanie mniej to jednak mam poczucie, że dobrze wykorzystaliśmy ten rok. Nie udało się zdobyć wszystkich szczytów KGP, a taki był plan, ale zwyczajnie zabrakło nam weekendów. Poza wyjazdami, są przecież spotkania z rodziną i przyjaciółmi, jest ogród i potrzeba odpoczynku. Liczę jednak, że kolejny rok przyniesie więcej egzotyki, dalsze podróże i więcej pewności i stabilności w tym obszarze życia. A poza tym, niech się Wam wiedzie w zdrowiu i spokoju ducha 🙂

 

Jeśli podobał Ci się wpis i chciałbyś/chciałabyś śledzić nasze podróże, zapraszam do polubienia naszego profilu na Facebooku i Instagramie.

 

Zobacz także:

Podróże w 2020 roku

Podróże w 2019 roku

Podsumowanie podróży w 2018 roku

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o