Koh Kradan czyli wszystkie odcienie błękitu
Koh Kradan to druga z odwiedzonych przez nas wysp na Morzu Andamańskim, ale pierwsza w naszych planach. Wyspę polecił nam mój brat, któremu kilka lat wcześniej polecił ją jakiś zaprzyjaźniony przewodnik. Ponieważ w sieci nie znalazłam za dużo informacji o Koh Kradan, co uznałam za duży plus, stała się ona celem wypoczynkowej części urlopu. I nie zawiedliśmy się 🙂 Podobnie jak na Koh Ngai, wyspa to dżungla, plaża i kilka dyskretnych resortów. Nie ma tu wysokiej zabudowy, nie ma dróg, jest jeden malutki sklepik z prawie pustymi półkami 🙂 Są za to lasy namorzynowe, które zacieniają plażę, a podczas odpływu odsłaniają korzenie, jest dżungla i jest piękna rafa koralowa, do której można dojść podczas odpływu, ok. 300 m od plaży nagle jest spadek w dół i tam można bezpiecznie snorkować. Najpiękniejsza rafa jest na końcu wyspy, w obrębie parku narodowego. Wieczorami na plażę wychodzą kraby wielkości pięści, co stanowi nie lada atrakcję dla dzieci. Po wyjeździe z wyspy dowiedziałam się, że na jej krańcu znajduje się jeszcze jedna plaża, do której można dojść albo przez dżunglę z Paradise Lost Resort albo do końca plaży głównej i w czasie odpływu brzegiem morza. Jest tam jeden resort o nazwie Ao-nieng Beach Resort i ponoć najładniejsza rafa. Cóż, żałujemy, ale nie byliśmy. Jedynym minusem na wyspie jest jedzenie, które dostępne jest tylko w restauracjach resortowych, ale nie jest najlepsze w porównaniu z obłędnymi smakami Tajlandii czy choćby smacznymi daniami na Koh Ngai. Próbowaliśmy różnych dań w kilku resortach i żadnego nie mogę polecić.
I jeszcze jedno- po wyspie błąka się kilka bezdomnych psów. Wydają się niegroźne, obszczekują jedynie lokalnych chłopców, którzy najwyraźniej drażnią się z nimi. Tyle tylko, że przed naszym wyjazdem dowiedziałam się od brata, że jego znajomi byli chwilę wcześniej na Koh Kradan z dziećmi i jedna z córek została ugryziona przez psa. Nic groźnego, ale biorąc pod uwagę brak służb medycznych na miejscu, konieczny był transport na ląd, podanie zastrzyków i ogólnie nikomu niepotrzebne zamieszanie. Mając w pamięci to przykre zdarzenie, bardzo uważałam na psy i gdy tylko pojawiały się w okolicy dzieci, wzmagałam czujność. Całe szczęście psy w południe znikały i w zasadzie pojawiały się na plaży sporadycznie. Niemniej jednak należy zachować czujność. Ich obecność absolutnie nie wpłynęła na pozytywny odbiór wyspy i pobytu na niej.
Warto wstać wczesnym rankiem i przespacerować się wzdłuż wyspy. Na jednym jej krańcu dojdziecie do lasów namorzynowych, które bez wody wydają się nagie, a na drugim traficie na malowniczy plac zabaw 😉 Zdecydowanie poranny spacer dostarcza niezapomnianych wrażeń i widoków 🙂
Woda jest krystalicznie czysta i ma niespotykany kolor, praktycznie nie ma fal. To idealne miejsce dla dzieci. Plaża, jak i cała wyspa, nie jest zatłoczona nawet w sezonie, więc odpoczynek tam to prawdziwy rarytas. Ze względu na swoja tłumofobię nie potrafię odpoczywać na zatłoczonych plażach, a tu każdy ma swój duży kawałek raju. I nie, nie wycięłam ludzi w photoshopie 😉
Odpływ w ciągu dnia jest tak duży, że odsłania resztki rafy koralowej, która wygląda bez wody jak błoto i wertepy. Aż trudno uwierzyć, że podczas przypływu nie ma po nich śladu, a rafa przykryta jest tak czystą wodą. Miejscowi chłopcy znajdują miejsce na grę w piłkę, zbierają bramki gdy zaczyna się przypływ. To jedyne miejsce na wyspie, gdzie jest wystarczająco dużo płaskiego miejsca do gry. Wyglądają bardzo malowniczo 🙂
Co ciekawe, przy brzegu często pływa ławica rybek, dosyć duża. Można pływać pośród niej, a rybki tworzą wokół pływającego piękny pierścień.
Codziennie, pomimo pory suchej, przez ok. 10 minut padał rzęsisty deszcz, po którym niebo wyglądało bajecznie, pokazywała się tęcza albo poprawiała widoczność na okoliczne wysepki.
Poza kąpielą w morzu, na wyspie można spacerować, bujać się w hamaku, pływać kajakami i zbierać skarby wyrzucone przez morze, czyli muszelki i fragmenty połamanych koralowców.
Po drugiej stronie wyspy jest plaża, z której można podziwiać zachód słońca, Sunset Beach. Droga do niej wiedzie przez dżunglę, ale jest cywilizowana 🙂 Z naszego resortu poszliśmy na plażę dłuższą i niewydeptana drogą, co niewątpliwie stanowi atrakcję samą w sobie, a wracaliśmy drogą wytyczoną i nawet lekko oświetloną. Na zachód słońca zbiera się grupka turystów i okazuje się, że poza nami na wyspie są inni ludzie, choć w ciągu dnia ich nie widać 🙂
Po lewej stronie wyspy, prawie na jej końcu, znajdziecie taki oto uroczy plac zabaw 🙂
A od strony morza wyspa wygląda tak, prawie jak bezludna 🙂
Informacje praktyczne:
- Nocowaliśmy w The Reef Resort który polecam, choć nie był tak klimatyczny jak ten na Koh Ngai. Nie są to samodzielne bungalowy, tylko raczej ciąg połączonych ze sobą malutkich domków. Pokoje czyste, zadbane, atrakcją są prysznice, które znajdują się częściowo pod gołym niebem 🙂 Minusem są nieciekawe śniadania, kilka dań wystawionych i kilka dodatkowych, które można zamówić typu jajka, parówki itp., ale obsługa zajmująca się śniadaniami nie potrafi nawet o tej możliwości poinformować, a dania są letnie. W resorcie jest nieduży basen, kajaki i leżaki, fotele do dyspozycji gości oraz bar pod wielkim drzewem, w którym goście zostawiają drewniane tabliczki z flagami i nazwami państw, z których pochodzą. Klimatyczne miejsce z Włoszką właścicielką na czele.
- Na Koh Kradan płynęliśmy z Koh Ngai speedbaotem, który wysadzał ludzi na okolicznych wyspach. Koszt tej przeprawy to 1400 bht za 4 osoby. Nie ma problemu z bagażami, które obsługa łodzi wnosi do niej, podobnie jak później obsługa hotelu je wynosi.
Podobał Ci się ten wpis? Polub nasz profil na Facebooku.
Zobacz także:
Byliśmy na Koh Kradan w 2014 roku. Do tej pory dla mnie to odzwierciedlenie azjatyckiego plażowego raju 🙂
Też mamy takie odczucie 🙂 I jeszcze Koh Ngai, obie wyspy wspaniałe i puste 🙂