Tulum – idealne miejsce na wypoczynek

Marzec 21, 2018

Kategorie: Dalej , Meksyk

Spędzając urlop na Jukatanie, po zwiedzeniu wszystkich atrakcji Jukatanu – licznych ruin majańskich i cenot, kolorowych miasteczek i  rezerwatów przyrody – przychodzi czas na plażowanie. W końcu między innymi po to tam lecimy, by wypocząć w promieniach słońca nad mieniącym się wieloma odcieniami błękitu Morza Karaibskiego i na białych jak mąka plażach. Nikt się im nie oprze 🙂 Ale gdzie szukać tych pięknych i niezatłoczonych plaż w miejscu takim jak Jukatan? Nie jest łatwo. O ile miłośnicy życia hotelowego i zamkniętych kurortów znajdą bez problemu miejsce dla siebie w jednym z setek, jeśli nie tysięcy, kurortów, w których  noc kosztuje od kilkuset złotych do kilkudziesięciu tysięcy złotych (tak, to nie pomyłka!), o tyle poszukiwacze pustych rajskich i publicznych plaż mają już gorzej. Bo na Jukatanie prawie cała linia wybrzeża jest zabudowana kurortami i tylko w niektórych miejscach znajduje się publiczny dostęp do plaży. Najpiękniejsze plaże ogrodzone są terenem prywatnym, przez który często nie ma przejścia dla ludzi, którzy nie są gośćmi danego hotelu. Wystarczy jednak gdziekolwiek dostać się na plażę i można po niej spacerować w każdym miejscu, plażować i kąpać się również. Plaża nie może być zagrodzona przez prywatnych właścicieli, co gwarantuje dostęp wszystkim. Poza tym trzeba zdecydować, w którym z kilku głównych ośrodków na Jukatanie chcemy odpoczywać. Czy będzie to Cancun, Playa del Carmen czy może Tulum? To trzy najpopularniejsze ośrodki turystyczne z najlepiej rozwiniętą infrastrukturą turystyczną, w których zatrzymuje się największa liczba odwiedzających. Cancun będzie dobre dla tych wszystkich, którzy preferują plaże miejskie, czyli ciągnące się kilometrami szerokie pasy piasku z tyłu ściśle odgrodzone wysoką zabudową hotelową. Nie ma na nich zieleni, a samo Cancun to sztuczny twór, w całości podporządkowany wypoczywającym tam licznie Amerykanom. W Playa del Carmen nie byliśmy, bo ponoć wygląda tak samo, zatem na odpoczynek wybraliśmy Tulum.

 

Tulum to nie jest jakieś małe urocze miasteczko, to również turystyczny ośrodek z niemałą zona hotelera, czyli ciągnącą się kilometrami strefą hoteli, resortów, beach clubów i restauracji. Ale różnica polega na tym, że zabudowa jest niska, a plażę oddziela od ulicy dżungla. Niskie hotele i resorty ukryte są wśród palm, więc nie psują krajobrazu i są dość dyskretne. A plaże w Tulum są naprawdę piękne. Za najpiękniejszą uchodzi Playa Paraiso, do której publiczny dostęp prowadzi przez Playa Maya. Przy Playa Paraiso mieści się beach club o tej samej nazwie, przez który można wejść tylko wykupując jedną z opcji pobytu dziennego w clubie. Nie ma jednak takiej potrzeby, bo wystarczy wejść przez pobliską Playa Maya, przejść z 200 metrów w prawo i będziecie na Playa Paraiso. Charakterystyczna jest tam pochylona palma, przy której ustawiają się kolejki chętnych do zrobienia sobie selfie 😉

 

 

 

Rano dość długo plaża jest pusta i nawet w ciągu dnia więcej ludzi zajmuje leżaki, więc na piasku miejsca jest mnóstwo i bez problemu można znaleźć miejsce z dala od ludzi.

 

 

Z Playa Maya można udać się w lewą stronę i plaża ciągnie się jeszcze wiele kilometrów, a w oddali widać słynne ruiny na wysokim klifie.

 

 

I choć Playa Paraiso przypadła nam do gustu to kolejnego dnia postanowiliśmy poszukać czegoś jeszcze bardziej ustronnego i zupełnie przypadkowo znaleźliśmy najpiękniejszy odcinek plaży w Tulum. Hotel, w którym się zatrzymaliśmy, zaoferował nam pobyt w jednym z kilku beach clubów, z którymi współpracuje. Zupełnie przypadkowo wybraliśmy Hemingway Romantic Eco Resort , który przede wszystkim oferuje noclegi w cabanas, czyli bungalowach tuż przy plaży, a przy okazji przyjmuje takich jednodniowych gości plażowych jak my. I to był strzał w dziesiątkę! Nie dość, że spędziliśmy dzień błogo bujając się w hamakach i wiszącym materacu to jeszcze mieliśmy do dyspozycji przepiękną plażę tylko dla siebie. A skąd wiem, że to najpiękniejszy odcinek plaży? A stąd, że wybrałam się na długi spacer w obu kierunkach i nigdzie nie było tak pięknie i tak pusto. Duży ośrodek obok naszego beach clubu stał pusty, nie wiem jakim cudem bo wyglądał fantastycznie, ale żywego ducha tam nie spotkałam. Nie przepadam za takimi miejscami, ale muszę przyznać, że to miejsce bardzo przyjemnie nas zaskoczyło i spędziliśmy tam świetny dzień. Nie wszędzie jednak było tak pięknie, cicho i kameralnie. Podczas spaceru mijałam różne kluby plażowe i w wielu huczało od muzyki i były niemiłosiernie zatłoczone, co też ma swoich zwolenników, zatem należy starannie wybrać to, co nam najbardziej pasuje.

 

 

Cały dzień oddawaliśmy się błogiemu lenistwu, czytając książki, grając w karty, budując zamki z piasku czy skacząc na falach.

 

 

A po południu zaczęło zbierać się na deszcz. Niebo pociemniało, pojawiły się wielkie chmury i w końcu lunęło zaraz po tym jak wsiedliśmy do samochodu.

 

 

 

Co jeszcze wyróżnia Tulum? Słynne z pocztówek ruiny Majów, widoczne z daleka, na klifie, bardzo urokliwe. Same w sobie nie robią już wielkiego wrażenia po Uxmal, Chichen Itza czy wielu innych ruin na Jukatanie, ale ich położenie jest wyjątkowe i niezwykle malownicze. Z powodu widoków warto do nich zajrzeć. Tylko koniecznie z samego rana, zaraz po otwarciu kas. Nawet sobie nie wyobrażacie ile ludzi od godz. 9.30 zmierza do ruin. My robiliśmy do nich dwa podejścia, za pierwszym razem byliśmy właśnie ok. 10.00 i zginęliśmy w tłumie. Ale tak potężnym, że przeszło to moje najśmielsze wyobrażenia. Jak potężna fala, pielgrzymka czy coś równie tłocznego. Dlatego kolejnego dnia staliśmy pod kasami o 8.00 rano i w ruinach byliśmy tylko z garstką zwiedzających. Warto było wstać nieco wcześniej 🙂

 

 

Gdy już obeszliśmy stanowisko archeologiczne, chcieliśmy zejść na plażę, która z rana była zamknięta ze względu na duże fale. Jednak po godzinie plażę otwarto i mogliśmy po niej pospacerować. Nie jest to raczej plaża do kąpieli czy dłuższy wypoczynek, bo w ciągu dnia jest koszmarnie zatłoczona.

 

 

Spośród większości turystycznych miejsc na bardzo turystycznym Jukatanie, Tulum zdecydowanie wygrywa ranking na najprzyjemniejsze miejsce do wypoczynku. Poza Cancun i Playa del Carmen są jeszcze mniejsze ośrodki jak Puerto Morelos czy Puerto Vallarta, Akumal z zatoką pełną żółwi, ale nadal to Tulum jest idealnym połączeniem przyjemnych hoteli i resortów, w których każdy znajdzie coś dla siebie, długiej czystej plaży z pięknymi, pustymi fragmentami i zwykłego miasta z knajpkami, sklepikami i muralami na ścianach. Poza jego niewątpliwie turystycznym charakterem, odnaleźć tu można także lokalny klimat. A przy tym jest to dobra baza wypadowa w wiele miejsc, dobrze skomunikowana z resztą Jukatanu.

 

Informacje praktyczne:

  • Gdzie spać: po przebojach związanych z noclegiem w zonie hotelera (o czym poniżej), przenieśliśmy się do centrum Tulum do wspaniałego miejsca Villas Geminis Boutique Condohotel  . Hotel, a właściwie pięknie urządzone apartamenty, z niewielkim basenem i zielonym patio pośrodku, z pysznymi śniadaniami, hamakami, fotelami i magicznym oświetleniem wieczorami, to miejsce godne polecenia. Wokoło sporo rekomendowanych restauracji, z których my jednak nie korzystaliśmy, bo dziewczynki miały dość kuchni meksykańskiej, więc korzystaliśmy z kuchni w naszym apartamencie i gotowaliśmy rosołek i te sprawy 😉
  • Gdzie nie spać: bungalowy Ciel Rose  , wbrew pozytywnym opiniom i nieco zakłamanym zdjęciom to nie jest fajne miejsce. Przede wszystkim położone obok restauracji na wolnym powietrzu, niemiłosiernie zatłoczonej i głośnej, w której Amerykanie do północy kibicują wlewając w siebie spore ilości alkoholu, co jednak okazuje się mniejszym problemem niż to, co zaczyna być wyraźnie słyszalne gdy odgłosy restauracji ucichną. A mianowicie coś co pracuje jak wielki silnik, tuż za bungalowami, który tak potwornie hałasuje, że nie da się przy tym spać. No i prywatne łazienki okazują się był prywatnymi, bo na kluczyk, ale kilkadziesiąt metrów za bungalowami. Aaa, a na dachu krytym słomą w nocy urzęduje stado coati 🙂
  • Atrakcje w pobliżu: ruiny w Tulum, rezerwat biosfery Sian Ka’an, Akumal i wielkie żołwie pływające w zatoce i cała masa pięknych cenot
  • koszt pobytu w beach clubie jest różny, w zależności od miejsca. Nocując w polecanym przez nas miejscu, pobyt w Hemingway Romantic Eco Resort był bezpłatny pod warunkiem zakupu drinków czy dań w restauracji za kwotę 200 MXN na osobę dorosłą (wystarczyło zamówić kawę i lody), a w zamian prywatna plaża, wiszące łoże pod palmami i całodniowy relaks w pakiecie. Jak nie jestem zwolenniczką takich miejsc tak tu bardzo mi się podobało i uważam, że to dobry pomysł na spędzenie dnia. Nie w każdym clubie jednak, spacerując po plaży mijałam zatłoczone, pełne dudniącej muzyki miejsca, w których nie wytrzymalibyśmy ani sekundy. Dlatego każdy musi wybrać coś dla siebie.

 

Podobał Ci się ten wpis? Polub nasz profil na Facebooku.

 

5
Dodaj komentarz

avatar
3 Comment threads
2 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
4 Comment authors
PaulinaKamila (readyforboarding.pl)JustynaAdam Połomski Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Paulina
Gość

Cudowne zdjęcia! Warto zobaczyć Tulum przynajmniej raz w życiu.

Kamila (readyforboarding.pl)
Gość

Z ruinami w Tulum to prawda – im później tym gorzej, zarówno pod kątem pogody jak i tłumów.. swoją drogą świetne plaże odkryliście 🙂

Adam Połomski
Gość

Przepiękne widoki! Dla takich chwil warto żyć! 🙂 Pozdrawiam!